Homo viator. John Steinbeck: Podróże z Charleyem

Nigdy nie jest za późno, żeby zrealizować swoje młodzieńcze marzenia. Do takich wniosków dochodzi bohater autobiograficznej, pisanej w pierwszej osobie, opowieści amerykańskiego laureata Literackiej Nagrody Nobla Johna Steinbecka Podróże z Charleyem. Dlatego, mając 58 lat, postanawia wyruszyć w podróż, którą w wyobraźni widział od dawna – chce przejechać całe Stany Zjednoczone.

Starannie przygotowuje się do wyprawy; kupuje specjalnie  według jego pomysłu skonstruowany kamper i bogato go wyposaża.  W czasie podróży okazuje się , że wziął o wiele za dużo – samotnemu wędrowcy nie potrzeba wielu rzeczy. Chce jechać sam i odmawia prośbie wzięcia towarzysza; jedyną istotą, którą zabiera na wyprawę, jest pudel Charley, pies wierny i bardzo mądry, przynajmniej w opinii swego pana.

 

Najczęstszym uczuciem, z jakim spotykał się bohater zarówno wśród poinformowanych o wyjeździe znajomych, jak i – już podczas wyprawy – wśród obcych sobie ludzi, była zazdrość. Wiele osób bowiem marzy o porzuceniu na jakiś czas codzienności i oddaniu się beztroskiemu i w pewnym sensie bezcelowemu podróżowaniu. Ale jednocześnie niewielu ma siłę i determinację wystarczające, aby to uczynić. Narrator Podróży z Charleyem ma te cechy. Jest pisarzem, chce poznać Amerykę, o której pisze i jej mieszkańców, których historie przedstawia w swych powieściach.


Wyprawa jest owocna. Różnorodność przyrody nieodmiennie zachwyca nie tylko kierowcę, ale i pasażera – Charley z rozkoszą nurza się w bujnej świeżości traw i ostrożnie stąpa po skalistych wybrzeżach. Sekwoje wzbudzają w nim taki popłoch i respekt, że nie jest w stanie potraktować ich jak normalnych drzew. Dopiero gdy  jego  pan wtyka przy sekwoi gałązkę wikliny, podchodzi do niej bez lęku i zaznacza swoje psie terytorium. 


Zmagania z codziennymi czynnościami oraz z siłami natury hartują i pozwalają bohaterowi poznać samego siebie – własne możliwości i ograniczenia. Siłą rzeczy czasami pojawiają się ludzie. Wbrew pozorom, poza jednym bardzo przykrym przypadkiem w Teksasie, więcej w nich dobra niż zła.

 

Kiedy w środku zimnej, deszczowej nocy podróżny stwierdza, że wszystkie koła pojazdu nadają się do natychmiastowej wymiany, doznaje tyle pomocy od ludzi, że aż jest tym zdziwiony. W innym miejscu z kolei poznaje oryginalnego artystę , który zrezygnował z występów w teatrze wielkiego miasta i jeździ teraz samotnie po wioskach i małych miasteczkach dając mieszkańcom radość namiastkami swoich dawnych kreacji.

 

Obserwując ludzi i naturę, narrator dochodzi do wniosku, że smętna dusza może nas zabić prędzej, o wiele prędzej niż zarazek. Po odwiedzeniu miejsca swojego pochodzenia natomiast zrozumiał, że nie należy robić wypraw w przeszłość, spotykać się z ludźmi znanymi w młodości i nigdy potem niewidzianymi. Zmiany są zbyt duże i obu stronom mącą klarowność wspomnień.


Najważniejszą jednak refleksję z podróży zdają się zawierać słowa: Nie ma absolutnie niczego, co mogłoby zastąpić dobrego człowieka.

 

Tak jak kiedyś opanowała go niepohamowana chęć wyjazdu, tak w czasie podróży nagle przyszła chęć powrotu. Gnał na złamanie karku do Nowego Jorku nie widząc mijanych pejzaży, nie dostrzegając piękna miejscowości. Musiał odbyć tę wielomiesięczną, męczącą ,aczkolwiek ogromnie ciekawą i pouczającą wyprawę, żeby zrozumieć, że na jej końcu była ta jedna błyszcząca rzeczywistość – moja własna żona, mój własny dom na mojej własnej ulicy, moje własne łóżko. Tam było wszystko.

Cytaty z: John Steinbeck Podróże z Charleyem, w tłumaczeniu Bronisława Zielińskiego. SAWW. Poznań 1991.
  

 

 

2014-09-02