Padlinożerca Arthur Boyt

Nawyki żywieniowe nie powinny być przyczyną różnic pomiędzy dwójką kochających się osób. Sue Boyt jest wegetarianką i nie podziela upodobań kulinarnych męża. Tym bardziej, że Arthur Boyt upodobał sobie jedzenie padliny, a dokładnie mięsa z przejechanych przez samochody zwierząt.

Nawyki żywieniowe są coraz popularniejszym tematem, jednak to my sami cały czas decydujemy, co skłania nas do spożywania określonych potraw. Jedzenie może być bowiem tylko smaczne, albo tylko zdrowe. Jak jednak sklasyfikować potrzebę konsumowania przydrożnego mięsa?

Większość ludzi po prostu jedzie dalej, często bez żadnych emocji na widok rozjechanych zwierząt, a czasami z towarzyszącą im mieszaniną wstrętu i smutku. Jednak Arthur  Boyt zatrzymuje się na drodze i pracowicie zdrapuje martwe ciała z dróg i zniekształcone zanosi do domu, bezpośrednio do kuchni.

Brytyjczyk Arthur Boyt zbiera z dróg padlinę zwierząt zabitych przez samochody. Przyrządza potrawy nawet z psów, a zdaniem brytyjskich tabloidów uwielbia smak labradora.

Istotne jest to, żeby mięso nie było najświeższe. Arthur Boyt potrafi zjeść padlinę mającą nawet kilka tygodni. Nie przebiera też w wybieraniu określonych fragmentów gnijącego, zwierzęcego truchła. Wszystko nadaje się do zjedzenia, kiedy Arthur wydłubie ze zwierząt robaki i ugotuje mięso.


Jakie zwierzęta zjada? Myszy, psy, szczury, koty, lisy i borsuki – dosłownie wszystko, co zostanie zabite przez rozpędzone na drodze auta. Ugotowane przydrożne mięso trafia na talerz padlinożernego emeryta. 

Emerytowany naukowiec samemu obrabia i przygotowuje zwierzęta do zjedzenia.
Musi je obrać ze skóry i futra, pokroić na kawałki oraz oddzielić mięso od kości. Zainteresowanym dziennikarzom opowiada, że właściwe przygotowanie jest niezmiernie ważne, ponieważ niektóre zwierzęta leżały przy drodze kilka tygodni.

Arthur Boyt musi przed konsumpcją starannie wybierać liczne larwy i robaki z ciał martwych zwierząt. Po tym rytuale może cieszyć się smakiem – jak zapewnia - zdrowego i smacznego mięsa.

- Zjadałem mięso, które miało ciemno-zielony kolor i śmierdziało. Jeżeli odpowiednio dobrze je ugotujesz, zgnilizna nie przeszkadza w cieszeniu się smakiem
- opowiada Arthur Boyt - Może nawet jej nie wyczujesz w jedzeniu, przekonanie o istnieniu zgnilizny tylko siedzi w twojej głowie. Trzeba przekroczyć granice i odrzucić opory, jeżeli masz zamiar jeść takie rzeczy. To tylko mięso. Nigdy nie pochorowałem się po jedzeniu zwierząt zebranych z drogi.

Jego ulubionym przydrożnym daniem jest pies, podobno w smaku podobny jest do wołowiny. Arthur Boyt jadł między innymi dwa psy rasy lurcher oraz labradora, zwierzęta zostały zabite przez samochody.

 

Arthur przed konsumpcją rasowych psów próbował znaleźć ich właścicieli, bo wiedział, że dla niektórych ludzi psy są najlepszymi przyjaciółmi. Kiedy jednak nie udało mu się nikogo odpowiedzialnego za martwe psy znaleźć, to umył zwierzęta, ugotował i podał do stołu z należytym szacunkiem wraz z czerwonym winem.

Częstym przydrożnym przysmakiem okazują się rozjechane borsuki. Artur Boyt lekceważy historie o ogromnej ilości chorób, które te zwierzęta miałyby roznosić, między innymi gruźlicy.

Arthur Boyt prawdopodobnie jest specjalistą w tym, co robi, ponieważ zbiera padlinę od 1960 roku. Jego zamrażarka cały czas skrywa wiele gatunków zwierząt, można w niej znaleźć zamrożone  wiewiórki i myszołowy.

Zaskakujący jest fakt, że żona Arthura Boyta jest wegetarianką. Emeryt przyrządza na swoje potrzeby gnijącą padlinę dopiero wtedy, kiedy jego żona, Sue Boyt wychodzi z domu. - Raz w tygodniu Sue wychodzi zobaczyć się ze swoją matką, jeżeli zostaje u niej na noc, to ja mam okazję, żeby wyprawić sobie wielką ucztę – rozmarza się Arthur Boyt.
 

 

 

2014-08-09