Zwycięska przegrana

Dobry stan i szczęście w poprawczaku? Czemu nie, jeśli się założy, że wolność i poczucie dumy to stan umysłu? Że niektórzy nigdy nie czują się zniewoleni, że zawsze potrafią odnaleźć swoją niszę swobody?

Do takich osób należy Smith, bohater Samotności długodystansowca Alana Sillitoe’a. Młodociany złodziejaszek trafia do zakładu poprawczego po kradzieży kasetki z pieniędzmi. Uważnie obserwuje miejsce swojej kary: współtowarzysze niedoli wydają mu się mniej inteligentni od niego i tym samym nie warci specjalnego zachodu.

 

Za to władze poprawczaka egzemplifikują według niego całe zło zakłamanego systemu, w którym dorastał: nienawidzi ich równie mocno jak na wolności nienawidził policjantów, dlatego największą frajdę sprawia mu wyprowadzanie ich w pole. Głównym obiektem jego niechęci staje się dyrektor, który szczyci się, że jego zakład jest najlepszy w kraju i który robi dużo, aby zresocjalizować swoich wychowanków.

 

Ulubioną formą resocjalizacji  jest dla dyrektora sport. Smith wydaje mu się idealnym obiektem takiej pomocy: wysoki i chudy biega zdecydowanie szybciej od swoich rówieśników, i zdaje się przy tym nigdy nie męczyć. Rzeczywiście, nasz bohater niejednokrotnie miał okazję wykorzystywać swój talent biegacza do ucieczek przed policją i doskonale wiedział, jak kontrolować długość kroku i oddech. Dyrektor poprawczaka postanowił zrobić z młodego przestępcy sportowca i nie szczędził wysiłku, żeby tamten mógł kształcić swoje umiejętności.


Odtąd Smith trenuje długie dystanse – biega sam, dyrektor okazuje mu dużo zaufania. Na początku,  przez moment, chłopak ma ochotę zboczyć z trasy i uciec, ale nie robi tego, bo wie, że wkrótce byłby znowu złapany i ukarany o wiele surowiej. Wolny czuje się w czasie biegu. Ma poczucie, że jest pierwszym i ostatnim człowiekiem na świecie i ta myśl pcha go coraz szybciej do przodu, tak , że wkrótce osiąga prędkość, jakiej nie miał nigdy żaden wychowanek Essex.

 

Dyrektor jest szczęśliwy i dumny z niego. Zbliżają się międzyzakładowe zawody sportowe i Smith jest według niego pewniakiem na zwycięzcę: szef zakładu już widzi w marzeniach wyśniony puchar na swoim biurku. Wygrana wychowanka to też niezwykły splendor dla całego zakładu.


A Smith ćwiczy pilnie i opracowuje swój plan. Bieg na zawodach ma być rodzajem zemsty na tych, którzy chcą go resocjalizować według własnych pomysłów, którzy chcą zdobyć prestiż jego kosztem. On nie chce być biegaczem, chce żyć po swojemu, a jednocześnie  pokazać, że to jest jego wybór, a nie brak możliwości.

 

Dlatego  na początku wyścigu biegnie tak jak zawsze, równo utrzymuje tempo, na długo przed metą wyprzedza swoich wszystkich konkurentów i wbiega na stadion. Jest na nim sam, ma do mety kilkadziesiąt metrów, dyrektor prawie tańczy ze szczęścia, koledzy dopingują, nogi rwą się do ostatniego wysiłku… Smith zwalnia i biegnie prawie w miejscu. Trwa to długo, bo znacznie wyprzedził rywali. Przez chwilę boi się, że przechytrzył sytuację, ale nie – gdy już całe trybuny rozumieją , że to nie żadna niedyspozycja, że Smith ociąga się celowo, ukazuje się chłopak z Gunthorpe i pierwszy mija linię mety.

 

Teraz już Smith może spokojnie dobiec. Jest szczęśliwy. Miał do wyboru pół roku (tyle zostało mu do końca odsiadki) życia we względnym luksusie, z błogosławieństwem dyrektora, otoczony życzliwością wychowawców i zazdrością kolegów albo miesiące ciężkiej pracy przydzielonej mu jako kary za jego stadionowy wyczyn. Wybrał to drugie i do końca pobytu czuł się wolny i szczęśliwy. Sam zdecydował o swoim losie, sam będzie o nim decydował w przyszłości. Nie zrozumiał tych intencji szef zakładu, ale zrozumieli koledzy i – jak to ujmuje niedoszły biegacz: nie było takich pochwał, których bym od nich nie słyszał, ani takich przekleństw, którymi by nie obrzucili dyrektora. Smith stał się ich bohaterem – nikt wcześniej z taką klasą nie przeciwstawił się władzy.

Cytat z: Alan Sillitoe Samotność długodystansowca, w tłum. Marii Skibniewskiej. Wydawnictwo Książka i Wiedza, Warszawa 1982.
 

 

 

2014-09-12