Lewa, wspomnienie prawej

Czy można mieć dobry stan w chorobie? Jeśli w dodatku jest to jedna z ciągle najgorzej rokujących chorób – rak? Czy – mimo lęku o życie – można być szczęśliwym? Książka Lewa, wspomnienie prawej Krystyny Kofty, liryczny dziennik opisujący jej zmagania z rakiem piersi, pokazuje, że jest to możliwe. Muszą być tylko spełnione co najmniej cztery warunki.

Po pierwsze – chora ma być otoczona miłością. Autorka dziennika zawsze miała świadomość silnego związku z dwoma najbliższymi sobie mężczyznami: mężem i synem, ale dopiero w chorobie ich miłość uwidoczniła się w całej pełni.

 

To mężowi mogła się Kofta wypłakać po usłyszeniu diagnozy, to on rozmawiał z nią jak nigdy przedtem, to on wreszcie nauczył się gotować dla niej kompoty. Jeszcze wyraźniej okazywał swoją miłość syn Wawrzyn, który towarzyszył matce przy kolejnych chemiach, trzymał ją za rękę, pomagał dobierać odpowiednią perukę. - W każdej porządnej rodzinie jest tak, że cała jest chora, gdy choruje jeden z jej członków. Choroba kaleczy, ale i cementuje – ocenia sytuację pisarka. I jeszcze o swoich relacjach z mężem: - Można więc się nie kłócić pod warunkiem, że ma się raka.


Po drugie – w utrzymywaniu dobrego stanu w chorobie pomaga przyjaźń. Przyjaciół ma bohaterka wielu; z niektórymi przez lata nie utrzymywała kontaktów , ale teraz, gdy jest chora, dzwonią do niej, piszą, mejlują. Ci, którzy są z nią najbliżej, odwiedzają, wspierają w leczeniu, pomagają w licznych codziennych sprawach, które nagle stały się za trudne dla kobiety osłabionej cytostatykami i sterydami.


Trzecim czynnikiem pomagającym zapominać o bólu, braku czerwonych ciałek, a wreszcie o tym, że  traci się atrybuty kobiecości – najpierw pierś, potem włosy, brwi, rzęsy i paznokcie – jest praca. Pisanie sprawia Kofcie po kolejnych chemijkach coraz większą trudność, ale jest też swoistą rehabilitacją , lekiem na psychikę.

 

 

Nie może pisać długopisem, ale na szczęście istnieją komputery i daje się na nich wystukać tekst nawet wtedy, gdy łokieć boli ponad ludzką wytrzymałość. A listy od czytelników są zapłatą za trud i potwierdzeniem sensu pracy. Pisanie staje się sposobem oswajania bólu. Świadomość, że felietonami o swojej chorobie pomaga innym – w rzeczywistości pomaga także jej.


I wreszcie – trzeba umieć odnajdywać pozytywy nawet w najgorszych sytuacjach.          


- Jestem szczęśliwa. Tak. Mówię to z mocą, krzywiąc się z bólu – stwierdza pisarka i wyjaśnia powody szczęścia. Widzi siebie, żyje, mówi, chodzi , narzeka, śmieje się. - Żyć albo nie żyć, oto jest pytanie. Nie ma pytania. Jest odpowiedź. Tak.


Przemożna miłość życia jest silniejsza od choroby. Na sugestię jednej z modnych uzdrowicielek , że nie warto stosować chemii, bo zamiast trzech miesięcy, będzie się żyło sześć – Kofta reaguje jednoznacznie: dla niej liczy się każdy dzień, a co dopiero trzy miesiące! Dlatego trzeba walczyć, trzeba wykonywać wszystkie zalecenia lekarek, którym zresztą pacjentka ufa absolutnie.

 

I odkrywa , że choroba dała jej nieznaną wcześniej wolność – do okazywania czułości, do mówienia prawd prosto w oczy, do spontanicznych działań – w granicach możliwości ciała, oczywiście. Nie odmawia sobie drobnych przyjemności: śledzi po poznańsku, kieliszka czerwonego wina. Nie jest pewna , czy długo będzie żyła , ale kładąc się spać wierzy, że będzie żyła jutro i to daje jej siłę i spokój.


- Jestem na swój sposób szczęśliwa – pisze na krótko przed ostatnią chemią, mimo że każdy kolejny kurs pogłębia dolegliwości. I dodaje: - Mój sposób na szczęście jest dziwaczny.

 

Historia Krystyny Kofty potwierdza tezę, że w leczeniu ogromną rolę odgrywa nastawienie chorego i jego wola walki. Nie poddać się chorobie, nie ulec – to już wygrana.

Cytaty z: Krystyna Kofta „Lewa, wspomnienie prawej”. Wydawnictwo W.A.B. , Warszawa 2003

 

 

 

2014-08-26