Nie każdy może być złodziejem

Nie zostanie przestępcą ktoś, kto nosi w sobie wewnętrzne wartości, kto został nauczony rozróżniania dobra od zła, kto ma w środku moralną pestkę (określenie Anki Kowalskiej) – która zawsze kiedyś da o sobie znać. Do takich wniosków prowadzi lektura opowiadania Johna Cheevera Włamywacz z Shady Hill.

Bohaterem utworu jest Johnny Hake, trzydziestosześcioletni mieszkaniec przedmieść Nowego Jorku, ojciec czworga dzieci. Jego życie układa się szczęśliwie: ma kochającą żonę Krystynę, nieźle płatną posadę i własny domek w dobrej okolicy.

 

Sytuacja zmienia się diametralnie w bardzo krótkim czasie: Johnny po kłótniach z przełożonym odchodzi z pracy i próbuje założyć własną firmę. Ale jego telefon milczy, a brak interesantów powoduje, że bohater szybko popada w poważne długi. Czeki są bez pokrycia  i jeszcze chwila, a zaczną przychodzić żądania wierzytelności.

 

Sytuację komplikuje fakt, że Johnny nie wtajemniczył w swoje kłopoty Krystyny i ta, jak dawniej, beztrosko robi zakupy dla siebie i czwórki dzieciaków. Hake sam już nie wie, czego bardziej się boi: kary za długi, czy ujawnienia sprawy przed żoną. W dodatku najbliżsi sąsiedzi są nieprzyzwoicie bogaci i popisują się tym bogactwem na spotkaniach przy grillu.

 

Ale Johnny jest zbyt dumny, żeby kogokolwiek poprosić o pożyczkę, zresztą jest przekonany, że odmówiono by mu tej pożyczki, a on musiałby przeżyć przykre upokorzenie. Po jednym z pikników u bardzo bogatych sąsiadów Warburtonów Hake wpada na szatański pomysł. Wymyka się z domu o trzeciej nad ranem, bez trudu dostaje się do domu znajomych, a znając doskonale jego rozkład, wślizguje się do ich sypialni.

 

Warburtonowie, zmęczeni przyjęciem, śpią twardo, więc Johnny szybko wyjmuje portfel z kieszeni wiszącej na oparciu krzesła marynarki gospodarza i ucieka. We wnętrzu portfela znajduje 900 dolarów, które rano natychmiast zanosi do banku, a portfel wyrzuca. Pierwsze kłopoty zostały oddalone, czeki bez pokrycia nie zaczną masowo napływać.

 

Ale w firmie nadal nic się nie dzieje, pieniędzy brakuje, zatem świeżo upieczony włamywacz postanawia ponownie wykonać skok. Ofiarą tym razem miał być mieszkający po sąsiedzku czterdziestopięcioletni milioner Maitland. Scenariusz wyglądał identycznie jak w wypadku Karola Warburtona. Hake wślizgnął się do sypialni i zaczął przeszukiwać marynarkę Maitlanda. Ale nic w niej nie znalazł: ani portfela, ani nawet drobniaków. Niedoszły złodziej wymknął się z posesji z pustymi rękami.


Od pierwszej kradzieży Hake nie myśli o niczym innym. Dręczy się, nie może spać, a kiedy zasypia, męczą go koszmary. Nagłówki gazet, radio, znajomi jakby sprzysięgli się przeciwko niemu – poruszają wyłącznie tematykę przestępstw. Skoro kradzieży wokół jest tak dużo, w dodatku na nieporównywalnie większą skalę – bohater szuka usprawiedliwienia dla swego czynu.

 

Jednocześnie wszystkich podejrzewa o podżeganie go do przestępstw i nawet wtedy, gdy jego dzieci w absolutnie dobrych intencjach kupują mu na urodziny drabinę – on wpada w szał, krzyczy i doprowadza nieszczęsnych potomków do rozpaczy.


Ale pieniędzy nadal nie przybywa, a rodzina nie wie nic o finansowym krachu, więc bohater postanawia jeszcze raz spróbować kradzieży. Wybiera bogate małżeństwo Pewtersów, które miało być łupem o tyle łatwym, że oboje nadużywali alkoholu i w nocy spali jak zabici.

 

Ale tego Hake już nie sprawdził. Tym razem na przeszkodzie dokonania niecnego czynu stanął… deszcz. Krople spadające na twarz Johnny`ego okazały się dla niego zbawcze i oczyszczające – nagle uświadomił sobie, że z każdej sytuacji jest wyjście, że wszystko zależy tyko od niego. Zdecydował nie kraść więcej. Wrócił do domu, położył się do łóżka i po raz pierwszy od wielu nocy zasnął bez problemu i miał pogodne sny.


Rano otrzymał propozycję powrotu do poprzedniej pracy. Z zaliczki na pensję odliczył 900 dolarów , a następnie włożył je do koperty, którą nocą odniósł do domu Warburtonów i położył w widocznym miejscu na stole. Był radosny, spokojny i szczęśliwy. Stwierdził: Jednej rzeczy tylko nie mogłem zrozumieć, jakim cudem świat, który jeszcze przed paroma minutami wydawał mi się taki ponury, mógł nagle stać się taki przyjazny i ładny. 

Cytat z: John Cheever Włamywacz z Shady Hill w: J. Cheveer Miłosna ballada, tłum. Zofia Sroczyńska. Książka i Wiedza, Warszawa 1977. Na zdjęciu: John Cheever.

 

 

2015-02-06